wtorek, 30 listopada 2010

Wypłosze jesienne

Teraz na parapecie zalega warstwa śniegu, nawiana wichurami mimo okapu balkonu piętro wyżej - Kira odmawia wyjścia z domu, Ildefons się wręcz wyrywa. Do tego stopnia, że wzięłam go na spacer. Zdjęć na razie nie ma, ale na pewno się pojawią.
Wkleję na razie ostatnie zdjęcia jesienne, te na parapecie. Oba wypłosze zrobiły takie miny, że można się ich przestraszyć ;)

Potwory dwa


Wypłoszowata Kira


Książę udzielny, obrażony jak zwykle bez powodu.



poniedziałek, 22 listopada 2010

czwartek, 18 listopada 2010

Miłość


Czym jest futrzasta miłość?

  • Nie tylko wyciem pod drzwiami i histerią, kiedy Pańcia wejdzie do domu - NATYCHMIAST mnie głaszcz, bo mi było TAK STRASZNIE źle bez Ciebie! Nie ma szans na zdjęcie kurtki, na odłożenie torebki, na pójście do łazienki. GŁASZCZ.
  • Nie tylko władowywaniem się na biurko w najmniej odpowiednim momencie i domaganiem się pieszczot, BO TAK, bo się kotku chce, co łączy się z naciskaniem tłustym tyłkiem spacji albo słowotwórstwa za pomocą łap.
  • Nie tylko chodzeniem i jojczeniem, zagadywaniem, opowiadaniem każdej kociej nowości.
  • Nie tylko ciszą i posłuszeństwem, przychodzeniem na każdy gwizd i niezwykłą karnością (dwie próby łażenia po lodówce, dwie próby łażenia po szafie, jedna próba wskoczenia na pawlacz - po obsobaczeniu kocica więcej nie próbuje).
  • Nie tylko wpychaniem się na kolana, kiedy człowiek siądzie na kanapie.


Kocia miłość, proszę państwa, ta rozczulająca i wspaniała jest wtedy, kiedy człowiek zmęczony, zdołowany i pozbawiony weny twórczej siedzi lub leży, roniąc rzewne łzy, a kot wskakuje na biurko czy łóżko i mrucząc sam z siebie zagląda człowiekowi w oczy, tuli się i zlizuje to, co człowiek wypłacze.
Kocia miłość to bezwiedne, wykonywane przez sen, otulenie kotem ręki, która go głaszcze. Oba moje koty, głęboko śpiące, owijają się dookoła ręki i śpią dalej. Nadmienię, że mojej ręki. Inni ludzie po prostu koty budzą.
Kocia miłość to kot wtulony w ludzkie nogi, obejmujący łydkę łapami niezależnie od ruchów tej łydki pod kołdrą (zjeżdżaj, bydlę, gorąco mi!).
Kocia miłość to drugi kot kurczowo wtulony w moją dłoń. Z reguły na dobranoc robimy przekładańca - ja, kocia łapa, moja ręka, kocia łapa, moja ręka, koci łeb. Czasem jest ciut inaczej: ja, moja ręka, kot, moja ręka. Kociątko mruczy jak najęte, obejmując małymi łapkami moją dłoń. Gdy jednak chcę zabrać rękę choć na chwilę (ot, aby się podrapać na przykład), kocica przenosi na nią cały ciężar ciała i mocniej trzyma łapkami.

Kocia miłość to absolutna ufność obu kotów - może im się nie podobać czesanie czy obcinanie pazurków, mogą się nawet po kąpieli zmienić w bardzo puchate personifikacje urażonej godności osobistej - i tak przyjdą, kiedy się je zawoła. Bo kocia miłość to czyste pragnienie miłości.




wtorek, 9 listopada 2010

się padło bydlątkom

Zmęczone zabawą i ganianiem się w kółko po mieszkaniu, bydlątka padły na wersalkę i odmówiły ruszania nawet koniuszkiem ogona. Uwieczniłam na zdjęciach ten stan spokoju, bo rzadko się zdarza taka chwila ciszy.





Narzekałam kiedyś na "kocie godziny" Ildefonsa - że lata po mieszkaniu i jojczy. Dwa koty latają dwa razy bardziej. Kira co prawda nie jojczy, za to warczy, łomot zaś robi taki sam.

Fotostory o pudełku

Pierwsza kocia zasada mówi, że dowolne pudełko generuje kota. Co prawda pudełko po nowym czajniku miało ciut za małe gabaryty, nie przeszkadzało to jednak obu bydlętom zająć się nim z rozkoszą, szurać nim po całym przedpokoju, a nawet zawalczyć o nie.



Co tyś nam dała?


Pudełko, tak? Puste?


Nikt nam pudełka nie zabierze!


Trzeba je obadać z każdej ze stron...


Ildefons poświęcił się jako pierwszy...


Kira natomiast namiętnie obwąchiwała pudełko z zewnątrz...


Aż nie dostała packi w nos - bo to ildefonsowe pudełko jest!


Nie poddała się jednak.


Choć kiedy Ildefons się poruszał, zamierała i udawała, że jej tam nie ma.


Ildefons nie potrafił się zdecydować - wleźć, czy nie wleźć.


Niestety, pudełko było wyraźnie za małe...


Choć się starał, jak mógł...


W końcu znalazł sobie inną zabawkę...


A wtedy Kira wykorzystała sytuację.


Z namaszczeniem obwąchała środek.


I wlazła - boi się jednak ciasnych przestrzeni, więc nie zdążyłam zrobić zdjęcia kota upakowanego jak czajnik, bo wyleciała z pudła jak z procy, kiedy tylko udało jej się zawrócić.




Oczywiście po godzinie oba koty pudłem znudziły się doszczętnie, a czajnik działa, więc mogłam je wyrzucić. W tak mikroskopijnym mieszkaniu, jak moje, nawet niewielkie pudełko po czajniku nie powinno się walać. Wystarczająco wiele w domu jest już rozsianych piłeczek i myszek do zabawy, poduszek i dywaników, drapaków, koszyków itd. Nie mówiąc już o leżącym w przedpokoju wierzbowym konarze, o który uwielbia ostrzyć pazurki Kira. Ildefons, tradycyjnie, korzysta z drapaków.